Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2018

Rodzice – helikoptery a plaga „nie chce mi się” – garść przemyśleń o tym, czy i jak warto mądrze wspierać nasze dzieci

„Nie zabiegajmy o to, by każdy czyn uprzedzić, w każdym zawahaniu się natychmiast drogę wskazać, przy każdym pochyleniu biec z pomocą. Pamiętajmy, że w momencie silnych zmagań może nas zabraknąć.” Janusz Korczak Ostatnio dużo myślałam o tym, skąd w dzisiejszych nastolatkach tak częsta przecież postawa: "nie chce mi się". Niemal od razu pomyślałam o prostej prawdzie: „bez odpowiedzialności nie ma motywacji”! Zaczęłam analizować to, w jaki sposób wychowujemy dzisiaj dzieci. Bo to, że takie podejście młodzieży jest dzisiaj wszechoobecne i że wynika z naszego (rodziców) wychowywania - to fakt. „Oni” się przecież „tacy” nie urodzili! Zacznijmy od tego, że obecnie kontrolujemy niemal każdy aspekt życia małego dziecka. Mimo tego, że ono rośnie, nam – rodzicom, cały czas wydaje się, że to właśnie do nas należy organizowanie mu życia i czasu – w całości (już w przedszkolu na przykład wysyłamy dzieci na różne zajęcia dodatkowe - oczywiście w dobrej wierze i po to, aby rozwija
„Podręcznik? Nie, dziękuję!” Kilka lat temu wreszcie pożegnałam podręcznik, a w chwilę później - zestawy ćwiczeń. To było, jak ponowne narodziny, niczym powiew świeżego powietrza! W końcu poczułam niekrępowaną radość uczenia! Droga była długa, bo jak się niejednokrotnie okazywało - z podręcznikami wcale nie było łatwo się rozstawać. I to nie mnie, ale rodzicom! Podręczniki szkolne i zestawy ćwiczeń to dla wielu rodziców swoisty „zestaw pierwszej pomocy”. Jeśli nauczyciel mówi, że nie będzie z podręcznikiem pracował, to natychmiast włącza się światełko alarmowe: „Oho, trzeba uważać! To znaczy, że nauczyciel nie będzie uczył w ogóle!”. Dla rodzica zaczyna się okres niepokoju, a kończy możliwość kontrolowania. Czy na pewno „pani robi wszystko, jak należy”? Jakby bez podręcznika i ćwiczeń nie robiła nic! Dominowało przekonanie, że zakupione przez rodziców podręczniki wymagają przepracowania - od „deski do deski”. I absolutnie nie wolno opuścić ani jednej strony! Ja zaś tkwiłam uw