„Podręcznik? Nie,
dziękuję!”
Kilka lat temu wreszcie pożegnałam podręcznik, a w chwilę
później - zestawy ćwiczeń. To było, jak ponowne narodziny, niczym powiew
świeżego powietrza! W końcu poczułam niekrępowaną radość uczenia! Droga była
długa, bo jak się niejednokrotnie okazywało - z podręcznikami wcale nie było łatwo
się rozstawać. I to nie mnie, ale rodzicom!
Podręczniki szkolne i zestawy ćwiczeń to dla wielu rodziców swoisty
„zestaw pierwszej pomocy”. Jeśli nauczyciel mówi, że nie będzie z podręcznikiem
pracował, to natychmiast włącza się światełko alarmowe: „Oho, trzeba uważać! To
znaczy, że nauczyciel nie będzie uczył w ogóle!”. Dla rodzica zaczyna się okres
niepokoju, a kończy możliwość kontrolowania. Czy na pewno „pani robi wszystko,
jak należy”? Jakby bez podręcznika i ćwiczeń nie robiła nic! Dominowało przekonanie, że zakupione przez rodziców podręczniki
wymagają przepracowania - od „deski do deski”. I absolutnie nie wolno opuścić ani
jednej strony! Ja zaś tkwiłam uwięziona w schematach i tylko powtarzałam, niemal
jak mantrę, że „nie realizuję podręcznika” - tylko program.
W szkole KOLUMBUS cały proces edukacji wczesnoszkolnej prowadzony
jest bez podręcznika. Czy jest łatwo? Nie. Czy jest bardziej twórczo?
Oczywiście, że tak. Czy dzieci korzystają więcej na lekcjach skoncentrowanych na
ich potrzebach? Jeszcze większe TAK!
Warto w tym miejscu dodać, że podręczniki proponowane w
edukacji wczesnoszkolnej są bardzo infantylne. Nie dają dzieciom możliwości
zobaczenia świata takim, jaki jest. Bo dlaczego nie można pokazać lisa w jego
naturalnym środowisku (np. na zdjęciu)? Czy lepiej zamieszczać ilustrację, jak
z książki z bajkami? Dzieciom, w tym pierwszym etapie edukacji, to właśnie
podręcznik „zabierał na dzień dobry” radość z uczenia się i poznawania
otaczającego świata. Osobiście znam tylko jeden, który nie wpisywał się w ten
schemat, ale i on okazał się ostatecznie - zupełnie zbędny.
Poniżej lista „grzechów
głównych” podręczników i powodów, dla których mówię im stanowcze NIE!
Zabierają wolność
– w doborze tematu, tekstów, rodzajów ćwiczeń, które mają wykonać dzieci, a na
koniec - także wolność nauczyciela w doborze metod pracy.
Odbierają możliwość
dostosowania tematów do aktualnych
potrzeb uczniów. Aktualnych dla nich, nie dla autorów. Pozbawiają
dowolności w dobieraniu tekstów popularno-naukowych, tekstów literackich -
takich, które są potrzebne, niezbyt infantylne, a przede wszystkim - nie są
narzucone.
Zabijają kreatywność.
Przestajesz myśleć o tym, czego potrzebują twoi uczniowie, zaczynasz
realizować treści. Ja nazywam takie lekcje „rzemieślniczymi”. Nie szukasz już
rozwiązań, nowych metod - bo po co? Jest podręcznik, nie musisz.
I ostatni
najważniejszy: podręcznik jest jeden, taki sam dla wszystkich, a przecież
uczniowie nie są tacy sami. Każda klasa jest inna, każdy uczeń to
fantastyczny zlepek różnych cech osobowości, różnych możliwości i różnych
umiejętności! Jak jeden podręcznik ma pasować do wszystkich?!
Cieszę się, że szybko doszłam do wniosku, że podręczniki
tylko mnie ograniczają. Choć, jak pisałam, nie stało się to „od razu”. Przez
pierwsze lata mojej pracy podręcznik był moim pomocnikiem. Jednak dość szybko z
nieodłącznego asystenta, stał się ozdobą półki z książkami. Dlaczego musiał być
przy mnie? Cóż, studia pedagogiczne, a rzeczywistość szkolna - to dzisiaj dwa, różne światy. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść :)
Monika Jaworska
Konsultant
merytoryczny w Prywatnej Szkole Podstawowej KOLUMBUS, nauczyciel dyplomowany,
terapeuta pedagogiczny;
Komentarze
Prześlij komentarz